Pamiętam dokładnie wrażenie jakie mnie ogarniało wieczorem, kiedy wchodziłem do domu. Włącznik zacinał się i trzaba go było mocniej przycisnąć. Zaraz przy pierwszym kroku, moja stopa omijała zawinięty róg wykładziny, obcy zawsze się o niego potykali; jedynie kiedy byłem pijany robiłem to za każdym razem więc łatwo było rozpoznać. Kurtką wtedy też jakoś nigdy na wieszak trafić nie umiałem. Ale tak było lepiej. Bezpieczniej...
Lewa ręka poręcz, pierwsze dwa stopnie sukces, lewa ręka poręcz - wyżej; obsunęła się, czy raczej spłynęła z nurtem surrealistycznego wygięcia czasu i przestrzeni z poręczy, a palce posmyrały lepką przestrzeń pomiędzy szczeblami.
"Posmyrały" to chyba jednak najlepsze słowo...
Pod powieką pajęczyna "to nie może moja głowa być!", róg ściany znów coś do mnie mówił, tańczył, płynął, zakręcał, ignorowałem go jak zwykle i miałem wyrzuty sumienia. W głębi ducha czułem, że ten dom również ma swoją opowieść i chciałby nieludzko, bym przysiadł na chwilę i wreszcie postarał się wysłuchać jej do samego końca. Niestety, albo i stety, to czas jedynie jest władny zweryfikować - tak, czy inaczej jutro pozostawię na tych murach szczątki swojej energii, drobne (lub mniej drobne) ślady swojej obecności
i nigdy już pomiędzy nie
nie wrócę ...

Na górze gwałtowny zwrot w prawo. Z okna pada światło na lampę, która odbija je wąskim strumieniem pionowo na podłogę. Przecinam go
swoim ciałem na tym zakręcie za każdym razem i za każdym razem czuję, że to ja jestem nim przecinany, tak jak wiązką skanera.Nigdy nie widziałem choćby najmniejszej mrugającej diody pod jakimś cholernym blatem, albo innych znaków sygnałów świetlnych, dźwiękowych, nagłych zachorowań, omdleń, wymiotów, nagłych potrzeb zawrócenia i pobiegnięcia jak najszybciej i jak najdalej stąd...
"Stąd" brzmi zaś bardzo ładnie.
Nigdy nie widziałem, żeby tu ktoś przyszedł, coś powiedział, zrobił, zarządził,zdecydował, lub chociaż próbował nadmienić cokolwiek. Nigdy nie zdarzyło się, żeby wpadał tu nagle wraz z drzwiami (czy równie skutecznie z oknami) oddział antyterrorystyczny, albo faceci z wielkimi gnatami i hełmami, własnymi systemami podtrzymywania życia, kompletnie odcięci i niezależni od otoczenia. Po sto procent bariery chemiczne i biologiczne, do tego aktywne osłony termiczne i elektromagnetyczne, różne tryby wspomagania, inteligentny pancerz, system Stealth Na termo-optycznych silnikach Militechu, żeby próbowali mnie pojmać, przeprowadzić tajne testy, ściągnąć śmigłowce, myśliwce, samoloty wielozadaniowe, i te ich nowe superszybkie statki o napędzie wektorowym, obudzić prezydenta, jego żonę i dzieci, postawić na nogi całą jego rodzinę, postawić na nogi kogo tylko się da, podjąć badania nad możliwością wskrzeszenia jego sławnych ale nieżyjących już przodków i zwrócić się do nich o wydanie ekspertyz, obudzić gospodynię i jej dwa psy, jej kota, a nawet mysz,na którą ten kot zwykł bezskutecznie polować całymi nocami, choć mógłby to pewnie wykonać niemal natychmiast; i wszystkich na swój sposób poinformować, żeby obserwowali mój każdy ruch...

... więc chyba za każdym razem wszystko jest w porządku, toteż wchodzę do łazienki...


To zmieniło prawie wszystko. Już na samym początku pomieszczenie to raziło bielą w szesnastu tysiącach odcieni. Rozświetlało moje gałki oczne tak jak rozpędzony pociąg przecina tą nieistotną dolinkę. Bo dolinka jest przecież nieistotna, prawda?
Z wyjątkiem tego momentu, w którym przecina go pociąg. Wtedy odsłania swoje prawdziwe ja. Dolinki która lubi być przecinana koleiną zdarzeń, dolinki która uczy, dolinki która nie ocenia, dolinki która wszystko zmienia, a mimo to pozostaje nieistotna, dolinki która trochę już mnie szczypie w oczy, dolinki którą właśnie przecinała koleina zdarzeń, a w niej pociąg z człowiekiem, który ukrywał w swoim neseserku niewielkie czarne pudełko, a w nim przycisk do zatrzymywania czasu.Przycisk raz wciśnięty, pozostawał w takim stanie do pewnego momentu, a potem odskakiwał samoczynnie z zaskakującą zmysły gwałtownością tego głuchego trzasku, a właśnie może nie tyle dudnienia, co pojedyńczego dudnięcia, z jakim czas uruchamiał się na nowo...
Zawsze istniało ryzyko, że pudełko wpadnie w niepowołane ręce. Zawsze istniało ryzyko, że ręce w których jest już pudełko już są niepowołane. Zawsze istniało ryzyko że ręce, które trzymały pudełko były powołane inaczej. Tak też właśnie było i tym razem.
Mężczyzna był młody i zupełnie nowy w tej branży. Otworzył pudełko, nastawił na maximum, czyli sto dni i z głową przepełnioną marzeniami o eskapadzie przez znieruchomiały świat wcisnął przycisk. Miał wielkie plany. W ciągu tych stu dni mógłby zgromadzić dosłownie wszystko, co mogłoby być bardziej, lub mniej potrzebne, by wybudować swoje malutkie własne imperium wygody i przyjemności, z dala od zgiełku świata...
Tym razem jednak coś poszło nie tak. Czas nie zatrzymał się jednolicie. Niektóre rzeczy się zatrzymały, inne pędziły nadal swoim nurtem. Łatwo sobie wyobrazić, co się działo,kiedy ruchome zderzało się z nieruchomym, jak rozbijało się na drobne cząsteczki, jak świat niczym w efekcie domina, roztrzaskuje się o siebie kawałek, po kawałku...
Dodany: 3.02.2010 01:51:42 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
No mi się właściwie podoba tutaj końcówka. Od "zawsze istniało..." do końca....
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-03-02 13:54:30

27CDB6E-AE6D-11cf-96B8-444553540000" >
Okolice Breezlown słyną z zabójczych fiordów wysokich na osiemset metrów. Jednak bliżej miasteczka, brzeg znacznie łagodnieje, udostępniając kamienistą lecz przyjazną mieszkańcom północnej części miasta plażę. Jeszcze dalej na wschód brzeg ponownie się wznosi. Miasteczko leży jakby w rozpadlinie gigantycznej góry,
dotykając swoim brzegiem oceanu...
Ja byłem po drugiej stronie. Kilka kilometrów na zachód od miasta okoliczne
wzgórza porastał niewielki iglasty las. Uwielbiałem jego zapach. Uwielbiałem ten bajkowy klimat, jaki w nim panował. Miękko rozproszone światło dnia, przedzierające się przez sosnowe gałęzie wyglądało jakby było uczesane igliwiem. Czasami zatrzymywało się i grzęzło wśród gałęzi, zarośli a czasem łagodnie i powoli opadało na ziemię niczym ptasie pióro, które przed chwilą oderwało się od skrzydła i wygięte paroksyzmem rozkoszy że właśnie oto dotknie Ziemi po raz pierwszy - czyni to z najgłębszą miłością i oddaniem oświetlając delikatnie to co znajduje
się na samym dnie. Uwielbiałem tętniące w nim życie. Świergot, jazgot, hałas milionów istnień wydobywający się z pod ziemi, chrobot w każdym pojedyńczym drzewie, baraszkujące wśród jego gałęzi ptaki, wiewiórki, owady szumiące spójnie podobnie do wiatru i pachnąca, przyjemna, ciepła wilgoć. Ten las mnie uwielbiał, ja miałem tu swój zakątek. Za lasem znajdował się spory zajazd z podobno wyśmienitym jedzeniem i wielkim barem skupiającym masy pijanego mięsa. Do zajazdu prowadziła pojedyńcza prosta droga, wyrzezana przez sam środek lasu. Jej druga część wiła się
wśród wzgórz i bezdroży a kończyła się w dzielnicy portowej przy Anchor Square. Zoneneun's Road bo o niej mowa, przez miejscowych nazywana Drogą Straceńców, wcinała się w las i po kilkuset metrach wyginała się w wydłużone zakole, z którego wnętrza sterczały wryte głęboko cztery ogromne, drewniane stoły z niskimi ławkami po obu stronach. To była moja miejscówka i jak przyjechałem tamtego dnia, ona już tutaj była. Byłem w nastroju do polowania i kiedy tylko zobaczyłem jej sylwetkę postanowiłem, że to zrobię. Kiedy podjeżdżałem zdawała się nie reagować, ale stała się odrobinę bardziej napięta kiedy wysiadłem z samochodu. Czujniki wskazywały, że w promieniu ponad kilometra była jedyną przedstawicielką swojego gatunku. To wystarczało mi zupełnie. Zmniejszyłem swój dystans do dwudziestu centymetrów.
- Nazywam się Murcielago El Torro. - wyrwałem ją z tego bezruchu. Nie była zaskoczona ale udawała, że jest i że stara się ukryć swoje zaskoczenie. Robiła to zresztą z dużą wprawą. Spojrzała na mnie i rozchylając bezwiednie swoje usta aby odpowiedzieć zastygła na moment w bezruchu marszcząc przy tym lekko brwi w grymasie zadumy, lub raczej jakby usiłowała sobie coś nagle przypomnieć. Była niezwykle piękna...
Od razu podniosłem jej poziom estrogenów, androgeny i prolaktyne, obniżyłem nieco progesteron i zwiększyłem poziom tlenku azotu w powietrzu w okół nas. Wypuściła powietrze z płuc całkiem już nie pamiętając, że chciała coś powiedzieć. Nabrała nikłego rumieńca, co ucieszyło mnie najbardziej. Była zupełnie bezradna. Skrajnie podniecona i absolutnie rozkojarzona zdawała się nie mieć bladego pojęcia gdzie jest, kim jest i co robi. To zależalo już tylko ode mnie, a ja straciłem pewność celu. Pragnąłem jej krwi i pożądałem jej jednocześnie. Byłem tak podniecony, że zdarzały się momenty kiedy wymykała się spod mojej kontroli. Biłem się z myślami, nie umiałem się zdecydować czy uwolnić najpierw jej niewinność i uczynić z niej kobietę, czy zatopić nagle kły w jej smukłej szyji.
W rezultacie zrobiłem to równocześnie ale kiedy krew...



Najpierw przeleciała mi przed oczami twarz wietnamskiej starej i brudnej kobiety. Widziałem to tak, jakbym był dopiero co narodzonym dzieckiem. Zdawałem się patrzeć na swoje zakrwawione rączki i nóżki, ale nie wiele tak na prawdę widziałem wyraźnie. Tylko pojedyńcze obrazy przedzierające się przez moją głowę.Tamtą twarz starej kobiety. Widok czarnowłosej kobiety i widok jej piersi z bliska, poczułem smak mleka
i to błogie poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Potem wiele dni podróży statkiem i mleczna farma w wysokich Alpach, z daleka od pogrążonej w wojnie Europy. Słońce przelatywało przez niebo jak asteroida dni, miesiące, lata mijały bardzo szybko. Widziałem miękkie światło słońca chylącego się ku zachodowi, rozpływające się po
mojej pięcioletniej główce, ktoś trzymał mnie na rękach, ja rzucałam płatki kwiatów na ulicę, wszyscy świętowali koniec wojny, ja miałam z tego własną radość. Potem pierwsza szkoła, nauka czytania, pisania, liczenia, jazda na rowerze, wspinaczka na drzewa, poważne upadki, rozcięte kolana, kolejna szkoła, pierwszy orgazm pod prysznicem, dni bardzo podobne, mijają po sobie jak klatki starego filmu...



...Miałam zadzwonić do pani Gray. Zawsze sobie powtarzam, że coś zrobię i nigdy tego nie robię. Cała ja. Pieprzony brak czasu na cokolwiek. I jeszcze balsam... Cholera! Dlaczego sama muszę zawsze o wszystkim pamiętać? Jestem strasznie wkurzona, a do tego jeszcze głodna. No może nie głodna, ale lody to bym napewno zjadła. Szkoda, że nie mam na to czasu. Którego nośnika powinnam użyć?.. Wisiorka? Kolczyków? A może długopisu? Wezmę wisiorek! Zawsze najbardziej mi się podobał... Może chociaż taką maleńką muffinkę w biegu?...Światło leniwie sączyło się przez szyby. Było coraz bardziej czerwone i coraz mniej intensywne. W powietrzu unosiły się drobiny kurzu mieniąc się różnymi kolorami. Było przejżyście i gładko. Sofia skopiowała materiały i zawiesiła wisiorek na szyji. Była już spóźniona. Zaczęła się szamotać z płaszczem w przedpokoju...
...Drzwi popchnięte nagłym przeciągiem zamknęły się szybciej niż zwykle, przytrzaskując maleńki skrawek płaszcza. Sofia spieszyła się tak bardzo, że nawet tego nie poczuła. Zbiegła szybko po schodach, wybiegła na ulicę i skręciła w stronę rzeki. Jakaś pojedyńcza kropla deszczu oderwała się od dachu i spadła wzbudzając migotliwą falę na powierzchni nieruchomej od dawna kałuży. To przyciągnęło jej wzrok w dół. Spostrzegła zniszczony rąbek płaszcza. Zatrzymała się i uniosła go bliżej oczu. Poczuła się zmiartwona ale nie śmiertelnie...
...Dalej znajduje się już tylko Jej dzikie i nieokrzesane bytowanie, pełne kobiecej zmienności. To cisza tak głucha i tępa, że wodospadyczny jazgot przepływającej krwi w uszach, skroniach, dudnienie serca, to jak szarpie przy tym całym ciałem, wali, hałasuje; to znów nagły wybuch nienawiści jakiejś, ognistego gniewu,
kiedy to wypluwa z siebie płynną złość, wszystko co było w jednym zwięzłym wątku...
Cóż. Ludzie smakują mi jednak najlepiej. To nie ma nawet porównania. Okropne uczucie, kiedy wlewa mi się do głowy przerażony chaos, jakim było życie myszy polnej...


Gdy oderwałem się od jej szyii, niestety była już martwa...
Dodany: 22.01.2010 06:13:33 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
Co to jest ten Murcielago El Torro?
;P
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-01-23 14:53:37



Droga była coraz bardziej stroma. Właściwie nie była to już jedna droga,
ale kilka różnych możliwości podchodzenia wyżej i wyżej. Sprawdziłem zasobniki,
były prawie pełne, tamten lot zbyt wiele mnie nie kosztował, jednak poziom
energii spadał za każdym razem podczas wspomagania a do okoła tylko lód i śnieg.
Nic co bym chciał pochłonąć. Kiedy poziom energii jest niski, czuję głód.
Wierz mi, to straszne uczucie, im dłużej się ciągnie tym bardziej narasta.
Na szczęście to się nie zdarza, ale w takim miejscu zdarzyć się może...

Kiedy robię się głodny lubię przypominać sobie niezwykłe smaki jakich doświadczyłem. Cóż. Ludzie smakują mi jednak najlepiej. To nie ma nawet porównania. Okropne uczucie, kiedy wlewa mi się do głowy przerażony chaos, jakim było życie myszy polnej. Co innego niepohamowana i dzika agresja psa, którego układ nerwowy podsycany jest elektromagnetycznie przez ludzi, by pies nie czuł strachu na przykład. Pozwolić takiemu się pogryźć wcześniej, pozwolić mu poczuć tą moc, dać mu wystarczającą ilość czasu, by pies ukierunkował tą moc i skupił się wyłącznie na zabijaniu mnie; pozwolić mu poczuć moją krew,
pozwolić mu przeżyć moment zaskoczenia, poczucie niezwykłej siły i niezniszczalności, gdy staje się poprzez moją krew na swój psi sposób potężny. Pozwolić mu pójść nawet jeszcze jeden krok dalej i wtedy go zabić. Nagle, gwałtownie, w pojedynczym, jednokrotnym uderzeniu. Nawet lubię ten smaczek spoconej dyszącej dziczy, ale pozwolić mu odczuć że zaraz zginie to coś strasznego. Smak jego krwi zmienia się w ułamku sekundy. Metaliczny, kwaśny i mdły jednocześnie. Czujesz, że to na prawdę podły smak, wraz z którym przelewają się przez procesory smutek, strach, przerażenie, poddanie, uległość i ten chujowy taki jakiś ścisk w dupie...

...ale pamietam kiedyś pewną dziewczynę kenijsko-wietnamskiego pochodzenia, naprawdę niezwykła. Pyszna! Wpadłem na nią w sześćdziesiatych latach w Breezlown...
Dodany: 15.01.2010 05:05:54 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
właśnie...
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-01-22 16:38:20


Ocknąłem się nagle. Gwałtownie. Bez żadnych opóźnień, zakłóceń, spowolnień.
Wszystkie dane sensoryczno motoryczne na raz. Krystalicznie czysty obraz otoczenia,
najmniejszy szelest, ruch powietrza, zmiana jego kierunku, temperatury - ehhh, coś ci powiem...
Zauwarzyłem nagle przelatujący obok moich oczu izotop o niewłaściwej liczbie neutronów w jądrze. Widziałem jak atom ten dusi się, szarpie i miota, próbując pozbyć się zbędnej cząsteczki. Niemal usłyszałem jego cichy jęk, poczułem rozgoryczenie i gniew. Bezdenną i nie kończącą się frustrację. Wtedy zobaczyłem nagłą zmiane w układzie nukleonów w jego jądrze i zmianę energii całego układu. Jeden z neutronów wystrzelił nagle na zewnatrz, natychmiast eksplodując i uwalniając swoją energię. Była taka piękna...
Kompletne dane o pełnym spektrum promieniowania jonizującego i niejonizującego przepłynęły przez moje procesory w ułamku sekundy milutko je podgrzewając. Czułem się świetnie. Czułem się jakbym się właśnie urodził.
Nigdy nie dane mi było doświadczyć swoich narodzin, jak tobie, ale czuję się podobnie zawsze, kiedy mnie włączą. Uwielbiam być włączony tak samo jak ty uwielbiasz być żywa, ale na co dzień nie zaprzatąta to mojego umysłu, podobnie jak tobie.
Spojrzałem na logi do misji. Miałem odszukać jakichś idiotów z Unit9 czy coś takiego, w każdym razie są tu ich pełne dane. Zauważyłem tylko, że nie było tam żadnych map. Przejrzę je później, po drodze.
Teraz delektowałem się górskim powietrzem. Otaczalo mnie idealnie czyste niebo, bajeczne szczyty gór i bezkresny ocean lodu i śniegu. Słońce jeszcze schowane za horyzontem miało pojawić się za 12 minut i 57, 842 sekundy. Bosko! To gdzie jestem?

- Kurwa! Nie mam Internetu! - powiedziałem na głos z oburzeniem.

Nie byłem w stanie w żaden sposób określić swojej pozycji. Nie miałem żadnych zewnętrznych połączeń, totalna pustka i cisza. Podniosłem się i zacząłem iść.

Kierunek południe, pięć minut na wschód...

Po mniej niż dziesięciu minutach straciłem cierpliwość. Jebani biurokraci - pomyślałem i zacząłem się wznosić. Wzbiłem się na 600 metrów, zobaczyłem, słońce i rozpoznalem zbocza Windenfierdu.
Przez chwilę tłukłem się z myślami, żeby podlecieć bliżej, złapać zasięg i wpaść na chwilę na forum, ale nie wiedziałem kompletnie co mnie czeka, więc postanowiłem wylądować i pójść gdzieś na północ zacząć rozstawiać czujniki i eksplorować ten bezkres.
Gdy wylądowałem, słońce było już nad horyzontem...
Zacząłem iść.

Kierunek północ, pięć minut na zachód...
Dodany: 14.01.2010 07:53:10 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
Jeśli Czas dopisze, kto wie :)
Nawet ta płonna, może zyskać wielką siłę sprawczą :D
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-01-15 15:50:44

Wszystko ma jakiś kierunek. Większość rzeczy dzieje się od początku do końca, ale czasem zdarza się, że dzieje się odwrotnie. W drugą stronę. Od końca do początku. Wtedy wszystko się komplikuje. Miesza. Trudno ustalić kto ma rację. Trudno ustalić o co w ogóle chodzi. Mi osobiście to nie przeszkadza, mam spore doświadczenie w tym zakresie. Od ponad dwudziestu lat odpowiadam za zmienną kierunkowość dziania się rzeczy w Departamencie Dziewiątym. Wcześniej robił to mój ojciec, a jeszcze wcześniej dziadek. I tak od lat. Od wieków. Eonów...
Czas zatacza szerokie koła i regularnie poddaje się osądowi męskiemu liderowi mojej rodziny. Przekleństwo jeszcze z epoki brązu. Nie ważne, nie jestem tu by mówić o mojej rodzinie ale o czasie...
Nigdy nie znam aż do samego końca chwili, w której czas pojawia się w mojej pracowni. Jest fantastyczny. Mieni się milionami barw i nieustannie, łagodnie płynie. To niesłychane wrażenie i nie sposób go opisać słowami. Czasami zdarzają się takie momenty, kiedy słowa stają się zupełnie bezradne. Wiesz co mam na myśli... Tak właśnie jest kiedy obcujesz z czasem. Myślę, że każdy człowiek powinien chociaż jeden raz w życiu móc tego doświadczyć. Istota,
kimkolwiek, czymkolwiek by nie była, zasługuje na możliwość obcowania z czasem. To jednak dużo głębsze niż początkowo myślałem. Szczerze mówiąc to mi zupełnie spędza sen z powiek. Tak samo z innych części twarzy. No nie wiem już czasem jak się zachować, co myśleć, co robić...
Kiedy się już otrząsnę, a belive me po tylu latach nadal przychodzi mi to z trudem, zabieram się do dokonania czynności zawodowych. Ważę czas i dokładnie mierzę jego długość specjalnymi, ściśle tajnymi urządzeniami, o których nie mogę już nic więcej powiedzieć. Znaczy dodam, że są na prawdę zajebiste. Wyniki dodaję, dzielę przez siebie, mnożę przez wspólny mianownik, wyciągam pierwiastek z różnicy, mnożę przez inny liczebnik, potem narzędnik, biernik, obliczam całkę, kosinus i liczbę atomów kryptonu i tak uzyskuję gęstość czasu. To w brew pozorom bardzo proste. Znając masę, prędkość, gęstość i kolor czasu, określam jego kierunek i sprawdzam według specjalnej tabeli,
czy jest zgodny z właściwym. I to jest zasadniczo to, co ja tu robię. U mnie...
W laboratorium...
W Instytucie tutaj...
Dla Departamentu Dziewiątego...


przepraszam...





nie mam już czasu...
Dodany: 9.01.2010 08:45:35 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
Odpowiadając na pytanie: Nie musi być dobry. :)
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-01-15 13:31:12


Na początku ubiegłego miesiąca grupa szwedzkich meteorologów zaginęła bez śladu pośród dzikich, porośniętych gęstą karłowatą bukowiną szczytów Windenfierdu. Ciemne, chłodne i mokre to krańce ludzkiej domeny - Ziemi. Dalej znajduje się już tylko Jej dzikie i nieokrzesane bytowanie, pełne kobiecej zmienności. To cisza tak głucha i tępa, że wodospadyczny jazgot przepływającej krwi w uszach, skroniach, dudnienie serca, to jak szarpie przy tym całym ciałem, wali, hałasuje; to znów nagły wybuch nienawiści jakiejś, ognistego gniewu, kiedy to wypluwa z siebie płynną skałę, a potem pali się, płonie i już nie wiem czy bardziej jednak krzyczy coś o jakimś końcu siebie, czy może jednak bardziej szyderczo i podle się z nas śmieje. Niezbadana, niepojęta Gaia, matka przeznaczenia. Ziemia. Kolejna już taka planeta...

W ślad za zaginioną grupą naukowców wyruszyła czteroosobowa elitarna jednostka rozpoznawcza Unit9. Dwaj fińscy bliźniacy, eksperci od taktyki, terenu, urodzeni i wychowani na fińskich białych i wietrznych bezkresach, niezniszczalni, białowłosi drwale lodu Erik i Knut Svenssonowie, piękna i dostojna w swojej carskiej urodzie Natasha Romanenko, profesor medycyny, psycholog, genetyk, przy tym wytrawna kucharka biegle posługująca się szesnastoma językami i podobno niezrównana w sportach milosnych, oraz czarnoskóry olbrzym James Murdock, twardziel z wielką skrzynką senteksu i działkiem wyrwanym z jakiegoś czołgu lub helikoptera pod pachą.

Wszyscy zaginęli zaraz po przekroczeniu strefy 9.


Ja też tam nie idę...




Dodany: 9.01.2010 01:59:32 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
Sory za tekno. Cyber takiego ma stajla...
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-01-15 13:30:01

Szukam pamięcią rzeczy, czy zjawisk, które mógłbym
z czystym sumieniem uznać za dobre i mam z tym problem.
Tym razem nie chodzi mi o to, aby kolejny raz było
śmiesznie czy nastrojowo, tym razem mam to głęboko
w dupie. Zresztą nawet nie macie dowodów na to,
że to właśnie ja piszę, więc chuja możecie mi zrobić.
Nawet gdybyście mogli, to byście nic nie zrobili, ze
zwykłego lenistwa, albo z potrzeby ucieczki. Nie ważne.
Nigdy nie wiadomo, którą z tych myśli przyjmę jako prawdę.

Jeśli coś jest w oczywisty sposób dobre dla ogółu i tylko
dla niego, powinno być jednoznacznie zakazane i w taki czy inny
sposób, usunięte. Jeśli coś jest dobre dla wszystkich i na
wszystko to z pewnością jest to ściema, a nie coś dobrego...

Jeśli ktoś próbuje wmówić, że kiedy umrę będę żył wiecznie w innym
świecie, to jest to albo człowiek potrzebujący pomocy, albo ktoś,
kto nie wiem czym się kieruje ale wyraźnie próbuje mnie okłamać,
oszukać wykorzystać, czy sztucznie przysposobić do jakiejś grupy
ludzi, bo w kupie siła i ogół ma rację. W każdym razie to złe...
To samo z lękiem przed nadprzyrodzonym. Żebym bał się czegoś, co nie wiadomo czy jest i robił wszystko co powiedzą mi oni, czym w istocie jest każdy związek wyznaniowy. Chore wybaczcie, durne, żałosne i ZŁE.

Kultura, która powiada, że gej z gejem to coś wbrew wszystkiemu, że dwa machy
trawki sprawia, ze zabijesz dla kolejnej działki, która tłumaczy, że czerwony
jest zły a zielony dobry, gdzie musisz iść za modą, by dobrze się czuć i
najważniejsze gdzie trzeba mieć wielki telewizor, który codziennie przez
wiele godzin uczy nas co jest dobre, a co złe...

Duma, Honor, Ojczyzna, Bóg, Sprawiedliwość, Służba, Ofiara, Moralność, Prawo,
Kościół, Zakaz, Przymus, Kara, Powinność, Altruizm TO WSZYSTKO JEST ZŁE...

Człowiek, który by myślał o sobie tak, że gdyby tu był, mógłby oczekiwać, czy
nawet żądać, bym za te słowa przeprosił, oraz któryby życzył mi, abym przejżał
na oczy JEST ZŁY...
Dodany: 6.01.2010 03:26:41 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
:D
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-01-07 15:07:35

Dwa pierwsze sezony (po 12 odcinków każdy) już za mną. Teraz czekam na trzeci. Pozwoliłem sobie zmontować krótki klip do tytułowej piosenki z tej okazji

by Streffo

When you came in the air went out.
And every shadow filled up with doubt.
I don't known who you think you are,
But before the night through,
I wanna do bad things with you.

I'm the kind to sit up in his room.
Heart sick an' eyes filled up with blue.
I don't known what you've done to me,
But I know this much is true:
I wanna do bad things with you.

ok...

When you came in the air went out.
And all those shadows there, filled up with doubt.
I don't known who you think you are,
But before the night through,
I wanna do bad things with you.
I wanna do real bad things with you.

auuu...

I don't known what you've done to me,
But I know this much is true:
I wanna do bad things with you.
I wanna do real bad things with you...
Dodany: 3.01.2010 01:08:13 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
Ja też lubię temat pijawy...
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-01-15 13:31:51

Dodany: 29.12.2009 03:21:00 przez Strefa9 (4.13)


Pokaż profil Strefa9
Czkało mi się od cholery, mam nadzieję, że nie tylko przez Was ;)
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-01-04 14:28:21

Dodany: 29.12.2009 03:18:00 przez Strefa9 (4.13)



Więcej:    
3
O Mnie
Pokaż profil Strefa9
Strefa9 (4.13)
mężczyzna, lat 50, 9Town, Irlandia
Akademicka wytwórnia sztuki szeroko pojętej :) Muzyczna część o tu: http://www.nadajemy.ie/index.php?p=forum&thread=3342&results=1



Ostatnie Komentarze
Pokaż profil
Strefa9 (4.13) dodał(a) komentarz do wpisu Kolejna porcja shitu...
ostatnio
Pokaż profil
sqwo (4.59) dodał(a) komentarz do wpisu Kolejna porcja shitu...
ostatnio
Pokaż profil
Strefa9 (4.13) dodał(a) komentarz do wpisu Kto ma rację?
ostatnio
Pokaż profil
Strefa9 (4.13) dodał(a) komentarz do wpisu Baineann sa spás
ostatnio


Kto Obserwuje Tego Bloga?

Blogi innych użytkowników
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil