Pamiętam dokładnie wrażenie jakie mnie ogarniało wieczorem, kiedy wchodziłem do domu. Włącznik zacinał się i trzaba go było mocniej przycisnąć. Zaraz przy pierwszym kroku, moja stopa omijała zawinięty róg wykładziny, obcy zawsze się o niego potykali; jedynie kiedy byłem pijany robiłem to za każdym razem więc łatwo było rozpoznać. Kurtką wtedy też jakoś nigdy na wieszak trafić nie umiałem. Ale tak było lepiej. Bezpieczniej...
Lewa ręka poręcz, pierwsze dwa stopnie sukces, lewa ręka poręcz - wyżej; obsunęła się, czy raczej spłynęła z nurtem surrealistycznego wygięcia czasu i przestrzeni z poręczy, a palce posmyrały lepką przestrzeń pomiędzy szczeblami.
"Posmyrały" to chyba jednak najlepsze słowo...
Pod powieką pajęczyna "to nie może moja głowa być!", róg ściany znów coś do mnie mówił, tańczył, płynął, zakręcał, ignorowałem go jak zwykle i miałem wyrzuty sumienia. W głębi ducha czułem, że ten dom również ma swoją opowieść i chciałby nieludzko, bym przysiadł na chwilę i wreszcie postarał się wysłuchać jej do samego końca. Niestety, albo i stety, to czas jedynie jest władny zweryfikować - tak, czy inaczej jutro pozostawię na tych murach szczątki swojej energii, drobne (lub mniej drobne) ślady swojej obecności
i nigdy już pomiędzy nie
nie wrócę ...

Na górze gwałtowny zwrot w prawo. Z okna pada światło na lampę, która odbija je wąskim strumieniem pionowo na podłogę. Przecinam go
swoim ciałem na tym zakręcie za każdym razem i za każdym razem czuję, że to ja jestem nim przecinany, tak jak wiązką skanera.Nigdy nie widziałem choćby najmniejszej mrugającej diody pod jakimś cholernym blatem, albo innych znaków sygnałów świetlnych, dźwiękowych, nagłych zachorowań, omdleń, wymiotów, nagłych potrzeb zawrócenia i pobiegnięcia jak najszybciej i jak najdalej stąd...
"Stąd" brzmi zaś bardzo ładnie.
Nigdy nie widziałem, żeby tu ktoś przyszedł, coś powiedział, zrobił, zarządził,zdecydował, lub chociaż próbował nadmienić cokolwiek. Nigdy nie zdarzyło się, żeby wpadał tu nagle wraz z drzwiami (czy równie skutecznie z oknami) oddział antyterrorystyczny, albo faceci z wielkimi gnatami i hełmami, własnymi systemami podtrzymywania życia, kompletnie odcięci i niezależni od otoczenia. Po sto procent bariery chemiczne i biologiczne, do tego aktywne osłony termiczne i elektromagnetyczne, różne tryby wspomagania, inteligentny pancerz, system Stealth Na termo-optycznych silnikach Militechu, żeby próbowali mnie pojmać, przeprowadzić tajne testy, ściągnąć śmigłowce, myśliwce, samoloty wielozadaniowe, i te ich nowe superszybkie statki o napędzie wektorowym, obudzić prezydenta, jego żonę i dzieci, postawić na nogi całą jego rodzinę, postawić na nogi kogo tylko się da, podjąć badania nad możliwością wskrzeszenia jego sławnych ale nieżyjących już przodków i zwrócić się do nich o wydanie ekspertyz, obudzić gospodynię i jej dwa psy, jej kota, a nawet mysz,na którą ten kot zwykł bezskutecznie polować całymi nocami, choć mógłby to pewnie wykonać niemal natychmiast; i wszystkich na swój sposób poinformować, żeby obserwowali mój każdy ruch...

... więc chyba za każdym razem wszystko jest w porządku, toteż wchodzę do łazienki...


To zmieniło prawie wszystko. Już na samym początku pomieszczenie to raziło bielą w szesnastu tysiącach odcieni. Rozświetlało moje gałki oczne tak jak rozpędzony pociąg przecina tą nieistotną dolinkę. Bo dolinka jest przecież nieistotna, prawda?
Z wyjątkiem tego momentu, w którym przecina go pociąg. Wtedy odsłania swoje prawdziwe ja. Dolinki która lubi być przecinana koleiną zdarzeń, dolinki która uczy, dolinki która nie ocenia, dolinki która wszystko zmienia, a mimo to pozostaje nieistotna, dolinki która trochę już mnie szczypie w oczy, dolinki którą właśnie przecinała koleina zdarzeń, a w niej pociąg z człowiekiem, który ukrywał w swoim neseserku niewielkie czarne pudełko, a w nim przycisk do zatrzymywania czasu.Przycisk raz wciśnięty, pozostawał w takim stanie do pewnego momentu, a potem odskakiwał samoczynnie z zaskakującą zmysły gwałtownością tego głuchego trzasku, a właśnie może nie tyle dudnienia, co pojedyńczego dudnięcia, z jakim czas uruchamiał się na nowo...
Zawsze istniało ryzyko, że pudełko wpadnie w niepowołane ręce. Zawsze istniało ryzyko, że ręce w których jest już pudełko już są niepowołane. Zawsze istniało ryzyko że ręce, które trzymały pudełko były powołane inaczej. Tak też właśnie było i tym razem.
Mężczyzna był młody i zupełnie nowy w tej branży. Otworzył pudełko, nastawił na maximum, czyli sto dni i z głową przepełnioną marzeniami o eskapadzie przez znieruchomiały świat wcisnął przycisk. Miał wielkie plany. W ciągu tych stu dni mógłby zgromadzić dosłownie wszystko, co mogłoby być bardziej, lub mniej potrzebne, by wybudować swoje malutkie własne imperium wygody i przyjemności, z dala od zgiełku świata...
Tym razem jednak coś poszło nie tak. Czas nie zatrzymał się jednolicie. Niektóre rzeczy się zatrzymały, inne pędziły nadal swoim nurtem. Łatwo sobie wyobrazić, co się działo,kiedy ruchome zderzało się z nieruchomym, jak rozbijało się na drobne cząsteczki, jak świat niczym w efekcie domina, roztrzaskuje się o siebie kawałek, po kawałku...
Dodany: 3.02.2010 01:51:42 przez Strefa9 (4.13)




Komentarze (2)
Pokaż profil Strefa9
No mi się właściwie podoba tutaj końcówka. Od "zawsze istniało..." do końca....
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2010-03-02 13:54:30
Pokaż profil anulkafer
Nie będę słodzić,choć chyba fajne.Jednak coś mi ciężko się czytało,czegoś mi brakuje w tym.
dodany przez: anulkafer (3.52)   kiedy: 2010-02-03 16:02:11


Zaloguj się aby dodać komentarz. Zarejestruj się jeżeli nie posiadasz jeszcze konta.
O Mnie
Pokaż profil Strefa9
Strefa9 (4.13)
mężczyzna, lat 51, 9Town, Irlandia
Akademicka wytwórnia sztuki szeroko pojętej :) Muzyczna część o tu: http://www.nadajemy.ie/index.php?p=forum&thread=3342&results=1


Kto Obserwuje Tego Bloga?

Blogi innych użytkowników
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil