Jest ich dwóch i pół. Pierwszy wierzy, że Bóg jest; drugi wierzy, że Go nie ma, a te pół trzeciego zastanawia się bez końca kto ma rację. Zastanawia się, albo też ma to w głębokim poważaniu zachowując resztki zdrowego rozsądku i psychicznego zdrowia no chyba, że coś mu do łba strzeli i się chce słowem, myślą i refleksją trochę po dotykać.
Bo niby czym "my ateiści" różnimy się od wierzących? Oni wierzą w istnienie transcendencji, a my wierzymy w jej nie istnienie - i tyle! Obie grupy mogą mieć rację, obie grupy mogą być w błędzie. Należałoby postawić pytanie, czy bycie "wojującym ateistą" nie kłóci się trochę z byciem racjonalistą. Chętnie zakładam, iż Bóg nie istnieje. Równie chętnie przypuszczam, że mam rację. Łatwo mi myśleć, że dobrze byłoby żyć w świecie pozbawionym religii, świecie zamieszkanym przez ludzi o krytycznych umysłach. Ba! W zaciszu moich przekonań zdarza mi się życzyć mieszkańcom Ziemi przebudzenia. Tyle w temacie mojego ateizmu. Chwile później budzi się we mnie racjonalista i zaczyna mnie męczyć pytaniami. "Kto ma rację?", "Co było pierwsze, jajko czy kura", wiecie... Takie tam.
Trzymając się (dość kurczowo) trybu krytycznego, w którym to mój umysł zwykł pracować najchętniej, znów zaczynam przypuszczać:
Pewnie nie było to ani jajko, ani kura, tylko dwa kwarki, dwa leptony i wektor (w którego nota bene niezwykle łatwo wepchnąć bogów), który skierował je na siebie powodując ich zderzenie. Pewnie mają rację ci, którzy wierzą że z tego pierwotnego pierdnięcia rozpełzła się wszechrzecz. Musiały minąć eony zanim pojawił się ktoś, kto zaczął pytać o jajka i kury. Nie wiem czym się kierował, bo go nie znałem ale przypuszczam, że był żywy kiedy się zastanawiał i do tego żył pośród innych, w związku z czym nie dziwi mnie, że chciał mieć rację. Ja sam jako żywy też bardzo lubię ją mieć, a jeszcze bardziej lubię myśleć, że ją mam. Pewnie nie jestem sam... Ludzi jako jednostki zastanawiające się, łatwo podzielić (za co ich zresztą przepraszam) na dwie kategorie. Tych, którzy zmieniają zdanie i tych, którzy tego nie robią. Najczęściej jest tak, że należą do obu grup jednocześnie, tak jak w moim przypadku.
Udało mi się napisać już ładnych kilka linijek tekstu i problem wcale nie jest rozwiązany. Tu i ówdzie brak dowodów i raczej się nie zanosi by któraś ze stron nagle zyskała w tej bitwie miażdżącą przewagę. Łatwo jest myśleć teiście, że wszyscy jesteśmy potworami jeśli nie mamy w sercu Jezusa. Łatwo mu myśleć, że powinien się modlić o ateistów, skoro sami tego nie robią, bowiem z pewnością bez tego skończą marnie w jakimś piekle, czy jeszcze gorszym miejscu (jakby nie dość miał człowiek cierpienia za życia). Muszę przyznać, że dobrzy z nich ludzie. To samo się tyczy ateistów. Też ze współczuciem patrzą na swoich małych wierzących braci i gdyby mieli w zwyczaju się modlić, na pewno modlili by się o natychmiastowy zgon dogmatu. Jestem skłonny przypuszczać, że tak samo jak ci pierwsi kierują się troską o współziemian i szeroko pojętym umiłowaniem prawdy...
Tylko gdzie ona do jasnej Anielki leży? Sam nie wiem. Nigdy Boga nie spotkałem, nie wiem nawet jak wygląda, gdzie mieszka, nigdy nie otrzymałem od Niego żadnej odpowiedzi, chociaż jakieś dwadzieścia lat temu próbowałem słać listy, paczki, telegramy, napisać sms'a mimo, iż żaden z Jego zawodowych rzeczników na Ziemi nie był mi w stanie podać prawidłowego numeru. Zamiast tego próbowali mnie przekonać, że pływy morskie są zaiste Jego dziełem a księżyc
tu nie ma nic do rzeczy. Dobra robota panowie kapłani! Po kilku latach nabrawszy głębokiego przekonania gdzie są obszary, od których warto się trzymać z daleka wkroczyłem na drogę, którą wygodnie kroczę do dziś. Na pytanie czy jest ona jedynie słuszną i prawdziwą szczerze powiedziawszy nie znam odpowiedzi, bowiem PRAWDA skutecznie omija ludzką świadomość i ukrywa się poza zasięgiem ludzkiego pojmowania. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć,
że droga ateisty smakuje mi znacznie bardziej i porządkuje bałagan w głowie, czyni mnie człowiekiem wolnym, swobodnym spokojnym i pozbawionym złudzeń. Pomaga mi również skupić się na obecnej chwili, czy pisząc ten tekst, czy smarując kanapkę pasztetem - czuję, że żyję i cieszę się, że mi się to przytrafiło.
Nie potrafię rozstrzygnąć problemu jednoznacznie, ale z dwojga złego wybieram pół trzeciego i nie mam zbytnio ambicji wnikać w to głębiej. Już wolę w skupieniu smarować kanapkę pasztetem...

Serdecznie pozdrawiam w imieniu własnym, oraz Sokratesa
Dodany: 21.02.2011 07:23:17 przez Strefa9 (4.13)




Komentarze (3)
Pokaż profil Strefa9
Howk!
dodany przez: Strefa9 (4.13)   kiedy: 2011-02-21 22:10:46
Pokaż profil petra11
temat rzeka.....- nigdy bym nie szukała różnic, tego co dziali mnie katoliczkę od ....ateisty...
wszyscy mamy taki sam początek i koniec...A więc jesteśmy wszyscy równi.
dodany przez: petra11 (4.52)   kiedy: 2011-02-21 21:09:15
Pokaż profil seba
Nie chcę się rozpisywać ale już niedługo większość tych dylematów zostanie wyjaśnionych i podane do publicznej wiadomości , za większość dziwactw na świecie jest odpowiedzialna sama matka natura . A człowiek po prostu zbyt krótko żyje by te dziwactwa zauważyć ............
dodany przez: seba (4.67)   kiedy: 2011-02-21 19:48:46


Zaloguj się aby dodać komentarz. Zarejestruj się jeżeli nie posiadasz jeszcze konta.
O Mnie
Pokaż profil Strefa9
Strefa9 (4.13)
mężczyzna, lat 50, 9Town, Irlandia
Akademicka wytwórnia sztuki szeroko pojętej :) Muzyczna część o tu: http://www.nadajemy.ie/index.php?p=forum&thread=3342&results=1


Kto Obserwuje Tego Bloga?

Blogi innych użytkowników
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil
Pokaż profil